11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Hochsztaplerstwo >>światopoglądu naukowego<<

           Papież ogłosił Rok Wiary. „Pierwsza zasada strategii – trafna ocena wroga”- radził Pan Cogito. Spróbujmy ocenić kompetencję Jej przeciwnika.

           Sukcesy techniki i odkrycia naukowe wyprowadzone z naukowej metody badania świata materialnego zachęciły wielu ludzi do zastosowania myślenia naukowego poza granicami w których jest ono - z jego metodycznego założenia – właściwe, sensowne.

           W XVIII i XIX wieku pojawili się nawet filozofowie, którzy stworzyli ideologię uzasadniającą stosowanie rozumowania naukowego do oceny całej rzeczywistości jako jedynej obiektywnej metody, jakby ich rozum był nieskończony a metoda sprawna absolutnie.

           Rozpowszechnienie tego myślenia, oprócz sprowokowania wielu nieszczęść (np. sprymityzowania ludzi), stworzyło ideową bazę dla największych zbrodni w historii – marksistowskiego komunizmu (walka klas) i rosenbergowskiego faszyzmu (walka ras) – które w XX wieku pochłonęły 100 i 50 milionów zamordowanych.

           Tak doświadczenie pokazało rozdźwięk pomiędzy deklarowanymi dobrami „światopoglądu naukowego” a jego owocami. Gdzie w nim tkwił błąd, w samym jego pomyśle, czy w „wypaczeniu” wykonawców?

          Oświeceniowy i romantyczny idealizm filozoficzny poddawszy wątpieniu konserwatywną wizję świata, po zanegowaniu uniwersalnego znaczenia nienaukowych pojęć kultury zabrał się do dekonstrukcji uniwersalnych pojęć myślenia, nawet tych elementarnych. Pragnienie dotarcia do czystej wiedzy pozbawionej odziedziczonych z przeszłości idei doprowadziło filozofów do przestrzeni myśli chorobliwej. „Byli w niedawnych czasach tacy, którzy twierdzili, że wielość przedmiotów, które spostrzegamy jest złudzeniem i że świat jest niepodzielną jednością (monizm Bradleya), bądź też, że czas nie istnieje (Bradley, McTagart i inni). Nie brali oni pod uwagę ostatnich odkryć fizyki ani głębokiego przekonania zwykłego człowieka, który twierdzi, że zjadł obiad  p r z e d  kolacją. Byli tacy, którzy głosili, że rzeczywistość świata istnieje tylko jako rzeczywistość przez nas poznana lub pomyślana i że jej nie ma tam, gdzie nasza wiedza lub myśl nie sięga (Husserl). Inni zaś, w przeciwieństwie do poprzednich, głosili istnienie „faktów negatywnych” i przedmiotów takich jak „okrągły trójkąt” tylko dlatego, że jest w naszej mocy powiedzieć „trójkąt okrągły nie istnieje”./…/ Chciałbym tu mocno podkreślić jedno: duża część filozofii zachodniej oparta była na założeniu, że zwykły człowiek żyje – w przeciwieństwie do filozofa – w świecie powierzchownym i złudnym, bo pozbawionym ostatecznych podstaw”.- pisał o tym Andrzej Gawroński.

          W środowisku filozoficznym zrodził się w końcu bunt przeciwko takiej wizji. Bertrand Russel: „W przeciągu roku 1898 wiele rzeczy skłoniło mnie do porzucenia tak Kanta, jak i Hegla. Przeczytałem Wielką Logikę Hegla i przekonałem się, że wszystko co mówi on o matematyce, wynika z umysłowego pomieszania. Przestałem wierzyć w argumentację Bradleya przeciwko relacjom i zacząłem odnosić się nieufnie do logicznych podstaw monizmu./…/ My przeszliśmy na drugą stronę z poczuciem, że uciekamy z więzienia, pozwoliliśmy sobie myśleć, że trawa jest zielona, że słońce i gwiazdy istniałyby także, gdyby nikt o nich nic nie wiedział, i że istnieje świat pluralistyczny i bezczasowy idei platońskich. Wszechświat który był dotąd subtelny i logiczny, stał się nagle bogaty, zróżnicowany i solidny.”

           Filozofią, która ostatecznie odebrała światopoglądowi naukowemu pozór wszechwiedzy i oznaczyła granice jego dziedziny była filozofia języka, która rozkwitła w kole wiedeńskim w latach trzydziestych XX wieku. Jej mistrzem był Ludwik Wittgenstein.

            Udowodnił on, że każde twierdzenie ma sens tylko w obrębie języka w którym zostało wypowiedziane. Twierdzenia języka nauk przyrodniczych, fizycznych są sensowne tylko w materii przyrodniczej. (Nawiasem mówiąc ponieważ opis świata wymaga wyjścia poza świat i spojrzenia nań spoza niego, to wymaga również twierdzeń i hipotez nad-przyrodniczych, czyli mówiąc z grecka meta-fizycznych.) Przenoszenie twierdzeń naukowych – tylko w warstwie powierzchownej znaczeń brzmieniowo podobnych do twierdzeń codziennych - jest błędem, bo we właściwej, głębokiej warstwie znaczeniowej stosowane do rzeczywistości pozanaukowej są bezsensowne.

             Ludwik Wittgenstein:

           „Co to w ogóle za kwestia: czy ciało jest tym, co czuje ból? Jak można ją rozstrzygnąć? Dlaczego wydaje się uzasadnione powiedzieć, że to nie ciało go czuje? Może np. dlatego: gdy kogoś boli ręka, to nie ona mówi (chyba że pisze) i my nie pocieszamy ręki, lecz tego kto cierpi. Patrzymy mu w oczy.”

            Otóż to! „Czuć ból” dotyczy czego innego niż neurologiczny przebieg „bodźca bólowego” (rozróżnienie to przypomina o rozdziale Wiary i Wiedzy św. Tomasza z Akwinu).

          „Inny jest univers of discours człowieka w jego stosunku do rzeczy (takich jak krzesła), a inny fizyka, kiedy mówi o atomach. Jakby powiedział Wittgenstein, grają oni w dwie odmienne gry językowe i jedna nie przeczy drugiej. Mogą z sobą współistnieć, nie przekraczając praw koherencji i logiki.” (A. Gawroński )

           Można by pomyśleć, że ten etap myślenia jakim był „światopogląd naukowy” ludzie poważni mają już za sobą rozumiejąc, że w jego zasadzie tkwił nieusuwalny błąd – nie powinien był nigdy rościć sobie praw do oceny wartości kultury i pojęć wrodzonych. Pogląd ten winien stracić autorytet tym bardziej że na naszych oczach faszyzm i komunizm zbankrutowały, a socjaldemokracja również do niego się odwołująca najwyraźniej ma się ku końcowi (ubezpieczenia emerytalne). A także dlatego, że współczesne odkrycia mechaniki kwantowej uprzytomniły nam, że coś takiego jak materia „jest” na swój sposób przedmiotem baśniowym. Niezdeterminowany świat znów wydaje się być cudowną zagadką, a nie nudnym jak mechanizm zegarka uniwersum.

           Tymczasem w obecnej dekadzie nasiliło się ponowne rozpowszechnianie „poglądu naukowego”, jakby teoria i praktyka nie zweryfikowały go negatywnie (co charakterystyczne – zjawisko wznowy ma miejsce głównie w USA, które nie przechorowały ostrej postaci „światopoglądu naukowego”, i nie uodporniły się na jego iluzje jak Rosja). Astrofizyk, który jest autorytetem w dziedzinie astrofizyki, wygłasza jako autorytet twierdzenia metafizyczne („Ciemna energia wciąż wpływa do świata z nicości”). Biolog, który jest autorytetem w dziedzinie biologii, wypowiada jako autorytet twierdzenia metafizyczne („Bóg jest urojeniem”). Neurolog, który jest autorytetem w dziedzinie neurologii, wypowiada jako autorytet twierdzenia metafizyczne („Doświadczenie spotkania osoby jest iluzją, bo powstaje po podrażnieniu konkretnych miejsc mózgu”). (cytaty z telewizji BBC).

            Wypada tu przypomnieć rosyjską anegdotę: „Do pilnowanej przez młodego bolszewika cerkwi wchodził odkrywca odruchów warunkowych i bezwarunkowych profesor Pawłow. – Czego, dziadu, grzecznie pytam? – rzucił bolszewik. - Pomodlić się. – powiedział Pawłow. – Ech, ile czasu minie jeszcze zanim skończy się ta ciemnota! – westchnął bolszewik.”

              Jednak powracający „światopogląd naukowy” jest nie tylko wrogiem religii, której kruche twierdzenia wypowiadane są językiem mitu, metafory, przypowieści, ale również „metafizyki cywilnej”. Najlepszym przykładem miejsca objawienia tej wrogości są sądy.

              Założenie, że człowiek jest istotą wolną, a więc i odpowiedzialną, jest założeniem metafizycznym. Z tegoż wypływają pojęcia zbrodni i kary. To, że sądom patronuje bogini Temida, pokazuje, że sąd jest bliższy w swej istocie świątyni (dziedzina metafizyki) niż lecznicy (dziedzina fizyki). Doświadczenie potwierdziło, że system życia oparty na takim fundamencie jest dobry , bo społeczeństwo hołdujące jego zasadzie funkcjonuje dobrze - ludzie dyscyplinują się, by uniknąć kary. Gdzie króluje metafizyka - ukazuje się ład, tak jak twarz ukazuje się na zdjęciu portretowym, gdy w aparacie ostrość nastawić na nią, a tło otoczenia pozostawić rozmyte.

               Zaś z punktu widzenia zdeprawowanego światopoglądu naukowego człowiek jest wiązką wrażeń, sumą swych zachowań, widmem fałszywie przekonanym o swej podmiotowości, podczas gdy podmiotem życia „jest” samolubny gen (podobieństwo z religiami Wschodu!). Trudno więc dopatrywać się odpowiedzialności człowieka za ból wyrządzony innym ludziom, takie uczynki jawią się jako choroby, skutki wpływu otoczenia, które trzeba leczyć. Karanie przestępcy jawi się w takim myśleniu jako niepotrzebne mnożenie bólu świata.

              Z werdyktów sędziów – pod presją obecnej szkoły sądzenia - stopniowo znika ocena ludzi jako istot wolnych. Formułowane przez nich sądy przekazywane są w mass-mediach, i propagują rozkład indywidualnej woli.

              Jeszcze jedno o upadku myśli prokurowanym przez nowotworową naukę. I u nas ludowe rozumowanie przesiąkło pojęciami szkolnej biologii i fizyki. „Jak można dziękować Bogu za dziecko, przecież to tylko plemnik łączy się z komórką jajową!” – tłumaczył mi kiedyś rodak w prywatnej rozmowie. „Co on gada o Stwórcy? Jakim Stwórcy? 14 miliardów lat temu tak jakoś pierdolnęło, i ło! Jest wszystko dookoła!” – mówił inny. Obawiam się, że te uwagi poczynione w przypływie szczerości, stanowią podstawę myślenia wielu nominalnych chrześcijan. Zjawienie się znikąd nowej jakości jaką są osoba i świat pozostaje poza zasięgiem ich zdumienia (toteż wyrafinowany poziom kazań pozostaje dla nich zapewne niezrozumiały).

                                                                                                   Andrzej Dobrowolski

 

 

Czy wiecie, że …

                               Ludwig Wittgenstein chodził w szkole podstawowej w Linzu do jednej klasy z Adolfem Hitlerem?
                                     

                                         „Boskie światło lśni  n a d  morzem bytu.”

                                                            Mikołaj Davila